Witam, musze się was o coś poradzić.
Uprawiając sporty rozmaite, w 2010 roku uszkodziłem sobie kolano prawe. Chodząc od doktora do doktora, przeprowadzając różnego rodzaju konsultacje i badania, wyszły mi nastepujące wyniki, podsumowane w tym roku przez jedną panią doktor: "W wykonanym w 2012 MRI stwierdzono zmiany pourazowe w ścięgnie rzepki. W wykonanym USG w VII 2014 roku stwierdzono zmiany przeciążeniowe w obrębie więzadła pobocznego piszczelowego" Przy tym wszystkim pełna ruchomość kolana zachowana, przy okazjonalnym bólu w trakcie obciążającej działalności (np. schodzenie po kamieniach w górach) bądź długiego zastoju (np. siedzenie w kucki w PKP).
Pani Doktor zaleciła mi następujące działania: -Krioterapia domowa, ochładzanie żelowym okładem przez mokry ręcznik -fizykoterapia- co trzy miesiące sesje magnetroniku oraz elektroforezy -ćwiczenia domowe - zgięcia, prostowanie, przywodzenie, odwodzenie, rower, basen
Chcąc udać się na realizację zaleconej fizykoterapii jednak do gabinetu fizykoterapii, gdzie inny pan doktor powiedział, że zalecony program rehabilitacji to leczenie objawów, a nie przyczyn. Sam zalecił innego rodzaju formę rehabilitacji manualnej, którą wykonuje w swoim gabinecie, i leczenie przyczynowe kontuzji.
No i tu się pojawia pytanie, komu wierzyć? Czy może te dwie diagnozy i programy rehabilitacji nie kłócą się ze sobą? Doradźcie mi, które z przedstawionych działań i rehabilitacji wydaje się mieć większy sens i szansę naprawy kolana?
|