Dzień dobry,
Mój problem z kolanem zaczął się ponad 5 lat temu (miałam 15 lat) kiedy pierwszy raz skręciłam kolano. Od tamtej pory zwichnęłam rzepkę ok. 8 razy, za każdym razem sama ją sobie wstawiałam. Byłam z wizytą u różnych lekarzy, zawsze ten sam schemat: oszczędzać nogę, trochę pochodzić w stabilizatorze, później ćwiczenia. Zabieg proponowano mi nie raz, jednak nie decydowałam się, ponieważ powiedziano mi, że mogę jeszcze rosnąć albo po prostu sytuacja sama się ustabilizuje jeśli będę wzmacniać mięśnie, i tak też robiłam.
Kilka dni temu znowu rzepka wypadła, tym razem trochę mocniej bo miałam większy problem żeby ją sobie wstawić, ale dało radę. Kolano mocno opuchło, USG wykazało sporego krwiaka, naderwane więzadła i to, że po prostu tak mam zbudowane kolano, że rzepka jest wysoko, ze skłonnością do lateralizacji. Byłam u dwóch ortopedów prywatnie i zgłupiałam co dalej robić bo usłyszałam dwie różne wersje.. Jeden powiedział że mam nosić stabilizator podtrzymujący rzepkę i że mam robić ćwiczenia, a jeśli zdecyduję się na zabieg to on to zrobi i na to są 3 opcje: skrócenie troczków, duplikacja więzadła, albo przytwierdzenie rzepki do kości. Drugi powiedział żebym już nie nosiła tego stabilizatora bo to osłabia mięsień niepotrzebnie, i że mam robić rezonans i jeśli będzie źle to zabieg, ale w Poznaniu bo w naszym mniejszym mieście nie leczą operacyjnie nawykowego zwichnięcia.. Dodam, że oby dwaj panowie pracują w tym samym szpitalu...
I tu moje pytanie, czy ktoś miał podobną sytuację i mógłby opisać co na to poradził? Czy decydować się na zabieg? No i co dalej jakąkolwiek aktywnością fizyczną?
Z góry dziękuję za odpowiedź
