Piszę z Japonii, gdzie ujawniły sie moje problemy z kolanami, które usiłuje zdiagnozować i leczyć - póki co, od roku, bez większych sukcesów. Zastanawia mnie, czy wynika to z racji innego podejścia do teamtu tutejszych lekarzy, czy skomplikowanej materii rzeczy samej w sobie... Odpowiedź próbuje znależć na tej stronie.
Moje niemiłe przygody zaczęły się po wielogodzinnej, kilkudniowej pracy w pozycji klęczącej na zmiane z kucajacą, na zimnym, twardym betonie.... Efekty były już po jednym dniu, ale kupiłam ochraniacze, zcisnęłam zęby i poszłam dalej robić, co musiałam. Aż pewnego ranka organizm powiedział "dość" i nie mogłam wstać z łóżka - taksówka i do ortopedy. Tam punkcja i usuwanie płynu z oby kolan i z dołu podkolanowego (cysta Bakera). Leki przeciwzapalne, plastry i odpoczynek. I nakaz powrotu, do kontroli, gdyby bolało. Ale nie wróciłam, bo wolę lekarza z którym lepiej sie porozumiem niż na migi tudzież rysując obrazki
(nie mówię po japońsku). Kolejny ortopeda - bo kolana puchły i bolały, pojawiały sie jakieś bolesne fałdy i guzki - doktor stwierdził stan zapalny i przypisał maści i leki... Jako, że nic to nie dawało, a ja nie chciałam po prostu łykać kolejnych tabsów, poszłam do 3-go lekarza - tym razem w szpitalu sportowym. Zdiagnozował kolano skoczka i zarządził ćwiczenia z rehabilitantką + ultradziwięki, po 5 min. na każde kolano. To było jakies 7 m-cy po "wypadku". I prze ten czas zero jakiegokolwiek badania tkanek miękkich, typu USG , MRI czy cuś... Zdecydowałam zrobic USG we własnym zakresie podczas wizyty w Pl. Diagnoza - szczegółowo terminologii nie pamiętam, ale - objawił się problem z łąkotkami, chrząstkami, przerostem błony maziowej, stan zaplany i wysięk.
Po powrocie do Jp. powiedziałam o tym swojemy doktorowi, zdecydował sie zrobić MRI (chyba mu wjechałam na ambicje
). Wypatrzył tam - do znudzenia: stan zapalny i wysięki (ile to może trwać?), chondromalację (stopnia nie określił, albo nie zapamiętałam) i pękniętą łąkotkę. I to by było na tyle. Żadnej propozycji leczenia, bo jeszcze "młoda jestem"....
No właśnie - młoda jestem, więc kolana muszą mi dłuzej służyć! I tak trafiłam do 4-go ortopedy, który obejrzał MRI (tylko jednego kolana, bo poprzedni lekarz założył, że w drugim prawdopodobnie jest tak samo, wiec nie ma co robic badania...
). Zaproponował zastrzyki z kolagenu i wkładki, bo podobno mi trochę kolana do środka skręcają. Zastrzyk zrobił w jedno kolano (patrzył na MRI lewego a wkłuł sie w prawe!!!!) - nie skomentowałam, może dlatego, że chwilowo prawe mnie bolało bardziej. Od wkładek bolą mnie kostki w stopach, jak dla mnie nienaturalnie wykrzywione do środka. PO zastrzyku nei czuje różnicy, poza dodatkowym pobolewaniem w miejscu wkłucia. Moja walka trwa dalej, tak jak i ból, wysięki i opuchnięcia.... Tylko nadziei coraz mniej... Pozdrawiam Was kolanowcy!